Henryk Mereckiego - dwa artykuły

02.04.2004

 Ring wolny... Bohater czy zdrajca?
Padły między innymi dwa nazwiska: Henryka Mereckiego (mającego obecnie ulicę w naszym mieście) i pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. O ile drugi z bohaterów ma u mnie pozytywne zdanie, to Merecki nie należy do moich ulubionych postaci. Oba nazwiska to nazwiska ludzi, którzy dokonali wyboru. Nie były to na pewno wybory łatwe, ale oba przyczyniły się do poniesionych konsekwencji.
Kim był Henryk Mercki? Większość z nas na pewno nie kojarzy sobie tego nazwiska. Ale są i tacy, co od razu kojarzą sobie to z ulicą. Są jeszcze tacy, którzy kojarzą je sobie z nazwiskiem dowódcy oddziału partyzanckiego działającego w okolicach Olecka, a konkretnie w Puszczy Boreckiej. Tak więc znamy tylko półprawdy i legendy.

Główną legendę o Merckim stworzył Aleksander Omilinanowicz – autor wielu książek o ruchu oporu i działaniach partyzanckich. Znałem bardzo blisko osobę, która miała o panu Omilianowiczu bardzo złą opinię: to nie jest człowiek, któremu można wierzyć, bo ma na swoich rękach krew ludzi z czasów, o których pisze... Teraz wiem co miał na myśli mój dziadek. Wobec pana Omilianowicza toczy się obecnie proces z pozwu IPN. Był on oficerem Urzędu Bezpieczeństwa w Suwałkach i jednym z trzech najbardziej wykazujących się okrucieństwem w prowadzonych przez siebie przesłuchaniach. 
Ale wróćmy do naszego “bohatera”. Henryk Merecki urodził się we wsi Niemcowizna koło Suwałk w 1924 roku. W czasie okupacji działał w Armii Krajowej (na suwalszczyźnie nie działały np. oddziały GL czy AL, choć pan Omilianowicz niejdnokrotnie sugerował istnienie tych formacji). Był szeregowym partyzantem walcząc najpierw w oddziale “Konwy”, a później “Romana”. Istnieje legenda (też dzięki książce Omilianowicza), że ciężko ranny podczas jednej z akcji bojowych, został w maju 1944 uprowadzony przez kolegów z niemieckiego szpitala w Suwałkach. Tu mam taką małą i bardzo ciekawą informację. Akcja ta stała się kanwą pierwszych teatralnych spektakli o Klossie. Jedna z akcji oddziału Merckiego była treścią “Stawki większej niż życie”. Sceny finałowe z pierwszego odcinka serialu TV, kiedy to w płonącym domu, z którego udaje się ujść Klossowi, ginie radiotelegrafistka i partyzant, to historia Georgija Bagrowskiego (pseudonim “Hans”) i Tatiany Łanowickiej (pseudonim “Agnes”) z grupy Mereckiego, którzy zginęli 16 października 1944 w Gołdapi, namierzeni przez Niemców. Grupa Henryka Mereckiego operowała z baz w Puszczy Boreckiej. W czasie jednej z akcji partyzanci zatrzymali samochód łącznikowy. Merecki, przebrany w mundur zastrzelonego w samochodzie kapitana Abwehry i zaopatrzony w jego dokumenty, penetrował bezpośrednie otoczenie Kwatery Hitlera w Gierłoży, docierając do Giżycka i Węgorzewa. Po pewnym czasie Niemcy zorientowali się, że są infiltrowani i korzystając z nasłuchu zacisnęli pierścień obław wokół Puszczy Boreckiej. Wtedy grupa Mereckiego, przebrana w niemieckie mundury, przebiła się przez linię frontu.
Jednak najistotniejsze jest to jak Merecki został dowódcą jedenastoosobowego oddziału dywersyjnego działającego w Prusach Wschodnich z ramienia... sztabu wywiadu III Frontu Białoruskiego Armii Czerwonej. Niejasne pozostaje, jak dokonała się ta przemiana bohaterskiego AK-owca (szeregowego) w oficera Armii Czerwonej i to nie byle jakiego bo stanowiącego elitę NKWD grupę “Smiersz”, którego później Stalin odznaczył Orderem Czerwonego Sztandaru i awansował do stopnia majora. Trzeba przyznać, że nie bardzo wiadomo czym przyczynił się do takiego awansu, ale dokonania musiały być spore. NKWD (Narodnyj Komissariat Wnutriennich Dieł – Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych) to kojarzy sobie większość, ale o “Smiersz” wie ich niewielu. “Smiersz” (po rosyjsku smiert’ szpionom) to utworzona na przełomie 1942/1943 tajna służba policyjna, której zadaniem była inwigilacja Armii Czerwonej, a także kontrwywiad, likwidowanie przeciwników politycznych, skrytobójstwa i inne “akcje specjalne”. “Smiersz” w Polsce działała głównie na terenach białostocczyzny i suwalszczyzny, gdzie przyczyniła się od roku 1944 do wywozu do rosyjskich obozów koncentracyjnych, rozstrzelania tysięcy członków ruchu oporu na tych terenach. “Smiersz” często likwidowała skrytobójczo przywódców ruchu oporu, którzy cieszyli się wśród ludzi dużym szacunkiem i poważaniem, a oficjalne aresztowanie mogłoby spowodować niezadowolenie lub nawet większe wystąpienia zbrojne. “Smiersz” uderzała celnie w środowiska niepodległościowe. Robiła to dzięki ludziom “tutejszym” i pracującym dla nich. Takim człowiekiem był właśnie Merecki, którego wysoki stopień i wysokie radzieckie odznaczenia bojowe jednoznacznie wskazują, że to on był “autorem” większości informacji i skuteczności działania “Smiersz” na Suwalszczyźnie. 
Latem 1945 roku sąd WiN (Wolność i Niepodległość – organizacja, która powstała po rozwiązaniu w lutym 1945 roku Armii Krajowej i mająca na celu dalszą działalność z nowym okupantem radzieckim i nową narzuconą władzą komunistyczną) wydał wyrok śmierci na majora NKWD (nie Wojska Polskiego, jak twierdzą inni) Henryka Mereckiego. W czerwcu 1945 został zastrzelony na progu własnego domu w Niemcowiźnie przez grupę egzekucyjną WiN-u. Decyzja o wykonaniu tego wyroku była słuszna, mimo, że dowództwo WiN spodziewało się sporych represji za likwidację najlepszego człowieka suwalskiego NKWD. Do tych represji doszło w lipcu 1945 roku. W ramach odwetu za śmierć Mereckiego (najlepszego i zasłużonego źródła informacji o suwalskim ruchu oporu) przeprowadzono wielkie obławy na członków ruchu oporu. Jedną z najbardziej znanych jest ta z Gib, kiedy to w niewyjaśnionych dotychczas okolicznościach zaginęło (najprawdopodobniej zostali rozstrzelani w pobliskich lasach) ok. 600 mieszkańców, w większości członków AK i WiN. Po tym represje ze strony NKWD zmalały, a w 1946 roku wraz z rozwiązaniem “Smiersz” ich “obowiązki” przejęła “miejscowa” władza komunistyczna: Milicja Obywatelska i Urząd Bezpieczeństwa. 
Henryk Merecki był zdrajcą. Zdradził nie tylko swych najbliższych towarzyszy broni, kolegów z Armii Krajowej, ale też ideały niepodległościowe Polaka. Wybrał drogę do zdobycia nieokreślonych bliżej celów działając w obcym mundurze i w ramach obcej nam armii.
Nie znamy pobudek działania tego człowieka, ale możemy się domyśleć jakie one były, jeśli prześledzimy losy innych ludzi, którzy działali w podobny sposób. To losy zdrajców działających z najniższych pobudek, niejednokrotnie towarzyszyły im najniższe instynkty: zazdrość, chęć zemsty czy imponowała im swoboda działania w praktycznie legalnym bandytyzmie. Mogli przecież zabijać bezkarnie kogo tylko chcieli, robić i brać do woli. 
Ja osobiście nie chciałbym mieć w swoim dowodzie jako miejsca zamieszkania nazwiska bandyty, który miał na rękach krew swoich rodaków i dawnych towarzyszy broni.

Marek Pacyński

 

 

O Henryku Mereckim słów kilka
Do tego artykułu zbierałem materiały od wielu lat. I zapewne nie ukazałby się jeszcze przez kilka lat, gdyby nie notatka redaktora Jacka Mikołajczyka w nr 10(324) pt. “Dekomunikacja miasta nad Legą”.
Od wielu lat, pisząc w gazecie oleckiej, a później w TO, wielokrotnie przeprowadzałem rozmowy z weteranami minionej II wojny światowej, a wśród nich również z partyzantami Armii Krajowej. Wielu z nich znało Henryka Mereckiego z tamtego okresu walki, a jeden z nich przez pewien czas wspólnie mieszkał z nim w jednym namiocie.
Przestudiowałem również dokładnie książkę Aleksandra Omilianowicza “Wyrok”, w której to opisał on partyzanckie dzieje i późniejszą walkę z Niemcami w szeregach zwiadowców Armii Czerwonej. Dane z tej książki omawiałem szczegółowo z byłymi partyzantami z Armii Krajowej, którzy znali Henryka Mereckiego, a także z prezesem Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Oddz. w Suwałkach, profesorem Jerzym Klimko. I wszyscy oni potwierdzają zgodność opisu z książki z prawdą rzeczywistą, z tym, że, jak mówią, “nie licząc literackich upiększeń użytych przez autora, gdyż prawdziwe życie partyzanta było o wiele bardziej szare niż to opisane. Był brud, głód, wszy, zimno i niepewność jutra i tego, co czeka za kolejnym krzakiem czy drzewem.”
Henryk Merecki pochodził ze wsi Niemcowizna, gdzie ojciec jego posiadał gospodarstwo rolne. W 1940 roku związał się z grupą Wyrodnika, poprzez Tadeusza Lutostańskiego, która to jako jedyna z pierwszych podjęła walkę z najeźdźcą. W dniu 11 maja 1941 roku grupa ta, zdradzona przez agenta Edwarda Warakomskiego, została aresztowana i stracona 19 maja 1943 roku poprzez ścięcie głowy gilotyną w kaźni “Neubau” w Królewcu. Tegoż dnia ścięto 13 osób, z których to najmłodszy, Tadeusz Lutostański, miał tylko 17 lat. Pozostałych członków wywieziono do obozów koncentracyjnych i więzień.
Merecki ocalał tylko dlatego, że agent gestapo Edward Warakomski nie wpadł wówczas na jego trop.
Ponowna droga Mereckiego do partyzantki wiodła przez gospodarza Władysława Czokajło ze wsi Białogóry, który to wraz z córką Melanią byli łącznikami partyzanckimi oddziału “Żwirki”.
W styczniu 1944r., pożegnawszy się z ojcem i bratem Edwardem, Henryk poprosił ojca o błogosławieństwo na przyszłą walkę z wrogiem. “Ojciec zdjął ze ściany poczerniały dębowy krzyżyk i rzekł: Ty wiesz, co to jest, synku. Nosił to twój dziad Aleksander w 1863r. Walczył dzielnie. Do ostatka. Tak nam widocznie pisane, że każde pokolenie musi walczyć o Polskę. Idź synku, idź, bij się... i wróć. I wróć – dodał uroczyście.” – opis z książki “Wyrok” Aleksandra Omilianowicza.
We wsi Rygol, w obejściu Haleckich, przed dowódcą obozu “Konwą” i innymi partyzantami, Henryk złożył przysięgę, przybierając pseudonim “Kluska”. W jednej z akcji, podczas próby zatrzymania niemieckiego samochodu, został ciężko ranny. Kula z automatu przeszła między dziąsłami z lewej strony twarzy, wybijając wszystkie zęby i utknęła w karku. Druga kula rozdarła skórę na czole i siedziała pod włosami. Trzecią kulę dostał w pierś. Obozowy sanitariusz wydobył kulę spod włosów zwykłym scyzorykiem. Ponieważ długie leczenie w warunkach partyzanckich nie dawało wyników, przewieziono go do Suwałk, gdzie był leczony w mieszkaniu volksdeutscha Edwarda Moryca, przez współpracującego z partyzantami felczera Józefa Niemulisa, zwanego też partyzanckim chirurgiem.
Gdy już podleczony wracał do oddziału partyzanckiego, w pociągu rozpoznał go leśniczy niemiecki Meyer i na przystanku w Płocicznie wraz z komendantem żandarmerii i drugim żandarmem, po ciężkim zranieniu Henryka, ponownie został aresztowany. Nieprzytomny od ran przez całą noc przeleżał w chlewiku, zamknięty wraz z psem żandarmów. Rano został przekazany dla gestapo z Suwałk. Ponieważ życie Henryka dla gestapo przedstawiało pewną wartość, gestapowiec Richard przewiózł go do suwalskiego szpitala, gdzie po przeprowadzonej wielogodzinnej operacji został umieszczony na parterze szpitala, gdzie mieściła się więzienna separatka. W tym czasie żandarmi i ukraińscy esesmani udali się do rodziny Mereckich mieszkających wówczas w Jadaliszkach, aby dokonać ojca Henryka, Albina i jego braci. Na szczęście nie zastali ich w domu, gdyż w tym czasie ojciec już się ukrywał, a bracia zdążyli się schować. Po tym wydarzeniu i po naradzie z ojcem, Edward, który liczył wówczas 16 lat i 14-letni Roman, postanowili wstąpić do oddziału partyzanckiego “Żwirki”.
Leżący w więziennej separatce ranny Henryk, za pośrednictwem siostry oddziałowej Leokadii Miłek, późniejszej dr Markiewicz, nawiązał łączność poprzez narzeczoną Krystynę, z oddziałem partyzanckim AK Romana Juliana Wierzbickiego.
Po rozpoznaniu sytuacji i możliwości Roman przy pomocy dezerterów z dywizji SS-Afrika Korps Edwarda Sawickiego ps. “Znajdek” i jego kolegi Kurta, pochodzącego z Poznania (ps. “Rudy”), partyzanci: Henryk, Hipolit i Tadeusz Zarębowie, Henryk Szybiński (ps. “Lach”) oraz “Sowa” i “Palant” dowodzeni przez “Zarębę” w nocy z 22 na 23 maja 1944 r. z pilnowanego przez esesmanów ukraińskich i żandarmów szpitala w Suwałkach dokonali brawurowego odbicia Henryka Mereckiego – pod bokiem kompanii ukraińskich esesmanów, gmachu gestapo oddalonego o około 100 metrów, a także zapełnionych Niemcami koszar.
W obozie partyzanckim “Romana”, nieopodal wsi Szczepki, Henryk spotkał się z braćmi. Tu również spotkał się z grupą radzieckich spadochroniarzy desantu “Jasień” prowadzących działania wywiadowcze na okupowanej przez hitlerowców ziemi za linią frontu. Tam też wspólnie walcząc ze zwiadem radzieckim, zaatakowanym przez hitlerowców, poległ “Roman” – Julian Wierzbicki, leśniczy ze Szczebry, jeden z pierwszych partyzantów Puszczy Augustowskiej.
W czerwcu 1944 r. Henryk i Edward Mereccy zostali przez dowódcę oddelegowani do przeprowadzenia desantu radzieckich zwiadowców na Litwę. Nie było to łatwe zadanie, gdyż teren był gęsto obstawiony przez wojska i żandarmerię. Ale oni, dobrze znający te tereny, wykonali je. I wówczas to – zamiast wrócić do swego oddziału AK – pozostali z desantem, gdzie Henryk został “Gienrykiem” a Edward “Alikiem”. I tak zaczęła się ich działalność wywiadowcza i walka na potrzeby III Frontu Białoruskiego. Wraz z grupą desantową “Wasyla” zdobywali wiadomości o rejonach postoju wojsk niemieckich, ich trasach przejazdu, ilości, rodzaju, uzbrojeniu i wszelkich innych informacji potrzebnych dla frontu. Walczyli też czynnie, np. przez zlikwidowanie oddziału doborowego 25 esesmanów tworzących Sonderkommando, którzy minowali mosty, cięli słupy telefoniczne, wysadzali obiekty i palili wsie aby utrudnić ofensywę wojsk radzieckich. Były też i inne akcje bojowe, jak atak na stanowiska 120 mm dział ostrzeliwujących linie radzieckie, czy też walcząc z litewskimi faszystami.
Po przejściu frontu przez Litwę pojechali do Wilna i tam spotkali się ze sztabem wywiadu. Tam też generał Aloszyn odczytał nominację Henryka Mereckiego do stopnia młodszego lejtnanta (podporucznika).
Z Wilna, rozkazem sztabu wywiadu, zostali przeniesieni do Kowna, gdzie stacjonował Sztab Wywiadu III Frontu Białoruskiego, gdzie prowadzono dalsze intensywne szkolenie wywiadowcze. Tam też bracia Mereccy zostali rozdzieleni – Henryk został przyjęty do nowej grupy wywiadowczej, zaś Edwarda (ze względu na młody wiek i wadę serca nie pozwalającą na skoki spadochronowe) skierowano na kurs radiotelegrafistów. W tym czasie Sztab Wywiadu III Frontu Białoruskiego rozpracowywał rozlokowania sił głównych i odwodów 4 armii generała Hossbacka i 3 Armii Pancernej generała Rausa.
Grupie wywiadowczej, której dowódcą został Henryk Merecki, przypadło zadanie rozpracowała rejonu Puszczy Boreckiej leżącej w czworoboku Węgorzewo – Giżycko – Olecko – Gołdap – Węgorzewo, gdzie szczególnie zachodnie jej krańce (okolice Giżycka) Niemcy stale wzmacniali fortyfikacjami. 
W listopadzie 1944 r. Henryk wraz z 9 innymi zwiadowcami i 2 radiotelegrafistkami zostali zrzuceni na teren Puszczy Boreckiej. Tam zaczęli działalność wywiadowczą, obserwując ruch wojsk na drogach, rozpracowując umocnienia w Giżycku, transport kolejowy, składy paliwa, amunicji, magazyny i zbierać wszelkie inne dane potrzebne dla frontu.
Z Giżycka udali się do Węgorzewa, gdzie rozpracowywali garnizon, który stanowiła brygada kolarzy i grenadierów pancernych “Brandenburg”. W powrotnej drodze do Puszczy Boreckiej przebrani za robotników Henryk oraz zwiadowca “Toni” zostali zatrzymani przez patrol żandarmerii, jednakże po brawurowej walce zabili dwóch żandarmów i przedarli się przez obławę, kryjąc się w Puszczy Boreckiej.

Jan Torebko

Ciąg dalszy na kolejnej stronie

Ostatnia aktualizacja: 03 maja 2004 w@m

Drukuj Wydrukuj tę stronę