• www.olecko.info

  • www.olecko.info

  • www.olecko.info

  • www.olecko.info

  • www.olecko.info

www.olecko.info

Olecko - historia, geografia, mapy, artykuły, dokumenty ...

Urodziłem się w mazurskiej wsi Krzywe. Zależy mi na tym, by opowiadać o mojej ojczyźnie, takiej, jaką przechowuję we wspomnieniach i takiej, jaką zapamiętałem z moich dziesięciu wizyt. Z niewielkimi oczekiwaniami rozpoczęliśmy swoją pierwszą podróż do ojczyzny w 1973 roku. Było nas czterech mieszkańców Krzywych: Albert Weinert, który już teraz nie żyje, braci Erwin i Otto Druba oraz ja. Naszym miejscem docelowym był kompleks letniskowy w Giżycku z małymi domkami nad jeziorem Mamry. W tym czasie urlop spędzali tu poza nami także Polacy, Szwedzi i Finowie. Mieliśmy wspaniałą obsługę i urządzaliśmy sobie jednodniowe wycieczki w piękne ojczyste tereny. Podczas wypraw kajakowych widzieliśmy gniazda czapli, czarne bociany, nury i czaple siwe. Najpierw jednak musieliśmy odwiedzić Krzywe. Taksówkarz Jan zabrał nas przez Wydminy, Gawlik Wielki, Pietrasze, Dunajki, Świętajno i Sulejki do naszej ojczystej miejscowości. Podczas jazdy ogarnęło mnie ogromne uczucie przywiązania do ojczystych stron. Tutaj czułem, że jestem w domu, tu, gdzie mieszkałem przed wojną. Pracowałem w Giżycku, moi rodzice pochodzili z Grondzkich koło Orłowa i w 1903 roku kupili gospodę w Krzywych.
Przypominam sobie, że odpoczywaliśmy w Sulejkach i stąd aż po Świętajno fotografowaliśmy. Kościół, w której miałem komunię, był wtedy nadal biały, miał czerwony dach. Także w środku nic się nie zmieniło, łącznie z ołtarzem. Zakurzoną, żwirową drogą, która dopiero później pokryta została asfaltem, trasa wiodła dalej, koło majątku Sedan, który był teraz własnością państwa. Stare budynki nadal stoją, do tego dobudowano nowe.

Krzywe Bernenau

Krzywe Bernenau

Krzywe Bergenau

Krótko przed posiadłością Dolingas doszliśmy do terenów Krzywych. Wtedy jeszcze znajdował się tu budynek mieszkalny a w ogrodzie stało kilka uli. Obecnie spotkać tam można jedynie parę bocianów, których gniazdo znajduje się na słupie wysokiego napięcia. Działka Johanna Nowakowskiego lśniła blaskiem przeszłości. Pola były zadbane, za stajnią znajdował się staw, w którym leniuchowało ogromne stado gęsi i kaczek.
Ogromne wrażenie zrobił na mnie cmentarz. Nasi zmarli spoczywali pośrodku dziczy, otoczeni nieokiełznaną naturą. Nagrobki były zniszczone. Na wyniszczałych tablicach i krzyżach mogliśmy tylko w niektórych przypadkach odczytać nazwiska zmarłych. Świeży grób ostatniego mieszkańca Bergenau we wsi, Fritza Jankowskiego, zaskoczył nas. Jankowski prowadził swoje gospodarstwo aż do czasu swojej śmierci w 1971 roku i cieszył się dużym szacunkiem wśród Polaków. Dzisiaj nic już nie pozostało z jego gospodarstwa. Tylko jodły, stare liście i pozostawione drzewka owocowe pozwalały domyślać się, że istniało tu kiedyś gospodarstwo. Zmarli z Krzywych chowani są teraz w Świętajnie. Grób mojej matki Luise Koloska z domu Wiliamowski  i moich zmarłych w wieku dziecięcym trzech braci rozpoznać mogłem tylko przez bliską odległość od jeziora. Położyłam w tym miejscu bukiet kwiatów.
Śmierć mojego brata Roberta, który uczył się w Ełku u Brodowskiego i w 1918 roku utopił się w jeziorze Ełckim, po tym jak załamał się pod nim lód, zaliczam do najtragiczniejszych wydarzeń mojego dzieciństwa. Brat Kurt poległ 17.08.1939 pod Modlinem po 12 latach służby w Wehrmachcie jako płatnik i pierwszy mieszkaniec Krzywych. Mój ojciec Paul Koloska i drugi pod względem kolejności brat Wahlter dostali się do Królewca, do rosyjskiej niewoli. W obozie koło Insterburga ojciec zachorował, jego syn cały czas był przy nim i po jego śmierci pochował go. Jemu samemu powiodła się ucieczka z obozu. Ukrywał się przez długi czas przed Rosjanami na Litwie. Jaka była radość, kiedy pojawił się w 1949 roku na Boże Narodzenie w Wieren w powiecie Uelzen! Tam nauczał jako główny nauczyciel. Swego czasu mój brat był nauczycielem w szkole Schönschule w Królewcu. Ferie spędzał jednak w Krzywych. Pszczoły w naszym ogrodzie były „jego” pszczołami a jako wielki miłośnik natury zasadził szkółkę drzew. Drzewa sadził w odpowiednich miejscach w Krzywych. Także dookoła wzgórza, na którym znajdował się cmentarz, przy czym jako 8-letni młokos pomagałem. Teraz to już rosłe lipy i akacje, które podczas naszej wizyty kwitły w pełnej krasie.
Niecałe 100 m od jeziora znajdował się cmentarz. Pagórek za nim nazywano ”Tschupel”. Należał on, tak jak pola dookoła, do moich rodziców a potem do mojej siostry i mojego szwagra Sobottka. Z ziemią nie można było za wiele zrobić. Było tam zbyt dużo kamieni. Polacy zasadzili ten teren świerkami i sosnami. I tak z biegiem lat powstał w tym miejscu spory zagajnik iglaków. Pod „Tschupel” znajduje się żwirowy dół, gdzie mieszkają jaskółki. 

Krzywe Bergenau

Krzywe Bergenau


Po odświeżającej kąpieli w jeziorze szliśmy wzdłuż pierwotnej drogi dla bydła, jeszcze jedno wzniesienie i naszym oczom ukazała się nasz rodzinna wieś. Pośrodku dolin i wzniesień, nad jeziorem, które od zachodu zaczynało się lasem Połomskim, potem znacznie się rozszerzały, by przy końcu wsi widocznie się zwęzić i niczym szeroka rzeka wić się romantycznie wśród pagórków, by po ponad trzech kilometrach kończyć się łukiem na skraju małego mieszanego lasku. Godnym uwagi jest fakt, że jezioro to do dzisiaj stanowi naturalną granicę. Nasza wieś liczyła przed wybuchem wojny około 500 mieszkańców. Obecnie zatraciła swój wiejski klimat. Zniknęło zbyt wiele domów. Budynki mieszkalne Holzlehnera i Stombera stoją nadal. Stajnie Holzlehnerów są częściowo zniszczone. Zaproszono nas tu do domu, mimo że gospodarz domu był nieobecny. Przysłowiowa gościnność zachowała się wśród Polaków. Zostaliśmy uprzejmie i przyjacielsko ugoszczeni i zrewanżowaliśmy się małymi prezentami.
Podczas przechadzki po wsi stwierdziliśmy w niej wiele braków. W wielu miejscach, w których kiedyś stały domu, była tylko przygnębiająca pustka. Budynki, które zniknęły, były w przeważnej mierze drewniane i ich brak był najbardziej widoczny. I tak nie było już domostw Lux, Fischer, Fritz Murawski i Chmielewski. Stodoła Fritza Wittka była dobrze zachowana. Po lewej stronie brakowało domu Holzlehnera, przy czym zbudowana z wielkich polnych kamieni i cegieł stajnia utrzymana była w najlepszym stanie. Niewielka posiadłość rodziny Kloss zniknęła. Po domu mieszkalnym gospodarza Nowakowskiego koło fosy, wychodzącej z wąwozu, też nie było śladu. Podobnie było w przypadku domostw rodzin Preuss i Wittek. Zbudowane z cegieł domy rodzin Druba oraz leżący po przeciwnej stronie wsi rodziny Parotka/Max Kerlies zachowały się w dobrym stanie. Max Kerlies zajmował się także pracami w kuźni. Jak wielu innych, on także poległ na polu bitwy.
Dom gospodarza Rohle Bondzio nie istniał, ale ogromny ogród z ulami i wielkie zabudowanie mieszkalne oraz gospodarcze stały nadal. Liczący ponad 300 pruskich morg majątek był dla mnie w czasach dzieciństwa największym dworem, jaki widziałem. Potem miał być przejęty przez właściciela przyległości Demskiego, którego ziemie sięgały aż do sąsiedniego powiatu. Pośrodku wsi stały i stoją nadal budynki mieszkalne i gospodarcze Paula Sentka. Poza pracą na roli zajmował się on także prowadzeniem małego sklepu z wyrobami kolonialnymi. Tutaj spotykała się młodzież Krzywych, zarówno chłopcy jak i dziewczęta, by porozmawiać i powygłupiać się. Paul Setek nie powrócił z wojny, tak jak jego sąsiad Max Reypa. Dom Fritz Wollenwebera oraz budynki należące niegdyś do dzierżawcy stawów rybnych były dobrze zachowane, tylko ostatnio musiały być na nowo otynkowane. Widok mojego domu rodzinnego wzbudził we mnie złość i smutek. Połowa budynku gospody, która na tamte czasy była dość spora, wraz z ladami sklepowymi była w ruinie. Tylko kącik piwny i duża sala znajdowały się w całkiem dobrym stanie. Ogród przypominał raczej dzikie zarośla. Właściciel pracował ponoć przed wojną na dworze Hermanna Paetza  i miał być porządnym człowiekiem. Pieniądze, które dostał od państwa na renowację gospody, podobno przepił. Wkrótce też mogliśmy go poznać, czuł nasze rozczarowanie.
Wijąca się w górę wiejska droga stanowiła swego czasu wspaniałą trasę saneczkową, z której często korzystaliśmy jako dzieci podczas zimy. Także dorośli włączali się często do zabawy. Pomiędzy moim domem rodzinnym a gospodą Hermanna Paetza brakowało zabudowań. Mieszkała tam rodzina Hansa Gosdzewskiego, pracował jako pomocnik przy stawach rybnych. Po prawej stronie, w kierunku jeziora, była wielka luka, ponieważ brakowało tam siedmiu majątków, aż do pierwotnej granicy gospodarstwa pracownika leśniczego i kamieniarza Zurawskiego. Kiedyś znajdowały się tak dom i budynki gospodarcze rodzin: Gusko, Grigo, Schumacher, Treskatis, Gustav Solka, Otto Reypa, pracownika leśnego Gerßa i drobnego rolnika Jabloński. Aż do domu Hermanna Paetza, który ku naszej radości, zachowany był w dobrym stanie, i był w dodatku zbudowany z drewna. Wieś nie wyglądała dobrze.
Do działki Paeza przylegał na wzgórzu budynek mieszkalny, do połowy zniszczony, w którym teraz znajdował się punkt zbierania mleka. Ciągnący się aż do ulicy ogród rodziny Sdun wprawdzie nadal tam był, ale stare już za czasów mojego dzieciństwa budynki, stały się ofiarą czasu. Na należącej niegdyś do Turowskiego i Gugelschen działce spotkaliśmy obecnego właściciela dworu Zurawskiego, z którym odbyliśmy interesującą rozmowę. Nie było remizy, szkoła nie zmieniła się prawie wcale. Mogliśmy też zwiedzić pomieszczenia wewnątrz budynku,  po  tym  jak  zapewniliśmy,  że  nie  jesteśmy ani z telewizji ani z prasy. 

Krzywe Bergenau

Nawet stare piece kaflowe stały w tych samych miejscach. Szkoła liczyła jeszcze trzy klasy, w między czasie jednak służyła jako budynek mieszkalny i dzieci jeździły autobusem do szkoły w Świętajnie lub Olecku. Leżący naprzeciwko szkoły dom rodziny Bindzus zniknął. Położona na wyższym poziomie posiadłość Karla Bosniakowskiego – kirasjera – jeszcze stał, ale nie był w zbyt dobrym stanie. Później został zburzony. Pozostała tylko stodoła, która służyła właścicielowi gospodarstwa Sedan do przechowywania maszyn. Na dachu zagnieździła się para bocianów. Dom Bosniakowskich, w którym kiedyś mieszkała także rodzina Amonat, zniknął. Nie było także domostw rodzin Smorra i Johanna Bosniakowskiego. Po lewej stronie tylko kilka drzewek owocowych i resztki muru dowodziły istnienia w tym miejscu gospodarstwa Paula Holzlehnera. Koniec wsi po prawej stronie wydawał się nam bardziej zgodny ze stanem, który zapamiętaliśmy z dzieciństwa. Dom i budynek stajni należące do rodziny Domahs były w dobrym stanie a na dworze Maxa Laska zostaliśmy tak miło przyjęci, że narodziła się wtedy przyjaźń.
Wiodąca około 1 kilometra przez wieś droga wszystkich nas wprawiła w zadumę. Z pewnością stan tych wszystkich gospodarstw nie był spowodowany złośliwością,  bezczynnością  czy   obojętnością   obecnych   polskich   właścicieli. 

Krzywe Bergenau


Trudno było zaopatrzyć się w materiały budowlane, narzędzia i odpowiednie urządzenia. Otwartość i serdeczność, z którą się spotkaliśmy, a szczególności w tym ostatnim domu, zrobiły na nas duże wrażenie. Solidne jedzenie i wódka pomagały nam w prowadzeniu rozmowy. Była już północ, kiedy ruszyliśmy z Janem, który nie wypił ani kropli alkoholu, w powrotną drogę w kierunku Giżycka.
Na pewno położenie Krzywych miało wpływ na ich mieszkańców. Nazwa miejscowości była wprost idealnie dopasowana i odpowiadała wyglądzie okolic. Pagórkowata kraina przeplatana lasami i jeziorem, z której pięknem nic nie mogło się równać. Za naszych czasów jezioro było bogate w ryby oraz liczne raki, które znacząco poprawiały byt rybaka Ericha Kleina. Obecnie, tak jak i w przeszłości Polacy znacznie wzbogacali swój jadłospis w ryby.
Krzywe leżały trochę na uboczu, oddalone od Olecka o 21 km a od Ełku o 16. Dlatego też jeździliśmy głównie do Ełku, jeśli nie chcieliśmy załatwiać jakiś spraw urzędowych. Na łyżwach lub na furmance zimą albo rowerem, czasami także na „szewcowych butach” jeździliśmy do Ełku przez Rydzewo.
Krzywe było także rewirem łowieckim. Było wiele miedzy i lasów prywatnych. Myśliwymi byli jednak w znacznej mierze bogaci mieszkańcy Olecka, mieszkańcy Krzywych brali udział w polowaniach tylko gościnnie lub w roli naganiaczy. Na picie alkoholu, które było stałym punktem takich polowań, całe towarzystwo zbierało się w gospodach we wsi. Młodzież interesowała się polowaniami na kaczki. W trzcinie wokół jeziora stawiano duże sidła, by uzyskać w ten sposób większe pole do strzelania. Zdobycz przynosiły wyszkolone odpowiednio psy myśliwskie. W przeszłości było mnóstwo kaczek i ptactwa wodnego, teraz jest ich chyba jeszcze więcej. Poza kaczkami spotyka się też orły bieliki, mewy, dzierlatki i czaple siwe. Jastrzębie i myszołowy zataczały koła wysoko na niebie. Bociany buszowały po łąkach i mokradłach w poszukiwaniu żab i innych stworzeń. Rozległe połacie lilli wodnych, trzciny i sitowia nadawały jezioru szczególnego charakteru.
Także lasy i położony niedaleko las Połomski były piękne i pełne tajemnic. Rzeka Ełk wije się począwszy od jeziora Łaźno przez jez. Litygajno aż do zachodniego końca naszego jeziora. Można było spotkać dziki, jelenie i sarny, a nawet łosie, które wcześniej zamieszkiwały tereny doliny Niemenu i na mierzei. Tak, tam można jeszcze posłuchać koncertu żab w wieczornej ciszy. Dopiero teraz zdaliśmy sobie sprawę z czaru tej ojczystej krainy, Dopiero teraz poczuliśmy, co straciliśmy w wyniku wojennej zawieruchy.
Co do mieszkańców: nasi ziomkowie byli szczególnym i upartym ludem. Znali się trochę na hodowli koni, gdy jednak we wsi miała zostać doprowadzona elektryczność, sprzeciwili się temu, co i tak było już nieuniknione. I tak cały czas zaopatrywali  się  w naftę do lamp i jednocześnie musieli ponosić koszty położenia kabli elektrycznych. Obecnie w Krzywych jest już prąd, także linia autobusowa do Świętajna i Olecka. Już wtedy jednak byliśmy za założeniem sieci telefonicznej poprzez urząd w Ełku. Pamiętam jeszcze trudności mojej zbyt wcześnie zmarłej matki przy literowaniu nazwy Krzywe.
„ W żyłach mieszkańców Krzywych nie płynie tłuste mleko” zwykło się mówić, kiedy dochodziło do różnicy zdań między nami a mieszkańcami Sajz. Podczas różnorodnych uroczystości czy to po jednej czy po drugiej stronie jeziora wybuchały kłótnie, kiedy mieszały się pary, co często kończyło się bijatyką. Poza tym jednak mieszkańcy Krzywych byli prawymi i pracowitymi ludźmi.

Krzywe Bergenau


Podczas „świętych nocy”, „Guziny”, jak nazywany był okres między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem czuło się jeszcze pozostałości po starych, pogańskich zwyczajach, które mieszały się z obrządkami chrześcijańskimi. Dziewczęta nie odważyły się wtedy wychodzić po zmroku z domów. Chłopaki przebierali się wtedy za bociany i bodli samodzielnie skonstruowanymi dziobami wszystkich dookoła. Lub przebierano się za niedźwiedzia, owijając wokół ciała grochowinę. Przebierańcy tworzyli pochód i szli drogami, a kto im na tej drodze stanął, otrzymywał porcję lania. Na koniec wszyscy spotykali się zawsze w gospodzie, gdzie witano przebierańców darmowym napitkiem i raczono kolejnym rarytasem – szynką.

Krzywe Bergenau

Także z okazji świąt wielkanocnych z 1 na 2 dzień świąt zbierano się w grupy, które chodziły od domu do domu i prezentowały mazurskie pieśni i przypowieści. Nagrodą były jaja, słonina i ciastka a we wczesnych godzinach rannych cała zgraja stała przemarznięta przed drzwiami gospody mojego ojca, który musiał ich wtedy zaopatrzyć w alkohol i tabakę. Dla nas jako dzieci wszystkie te zwyczaje były niezwykle ciekawe i podniecające.

W pierwszą niedzielę września świętowaliśmy dzień „Idzifest” (wymawiane Idschi), który był czymś w rodzaju dożynek. Czy święto to wywodziło się jeszcze z czasów pogańskich czy było poświęcone czci świętemu myśliwych i rolników „Ägidiusowi”, nie jest do końca jasne. Ale odkąd pamiętam, mieszkańcy Krzywych uroczyście obchodzili ten dzień. Nawet ci, którzy pozostawali pod panowaniem polskim, zbierali się w tym dniu i świętowali.

U nas poza Ochotniczą Strażą Pożarną działało także kółko teatralne i śpiewu oraz klub piłkarski o bardzo dźwięcznej nazwie „Masovia”. Potem doszły do tego jeszcze podporządkowane Związki NS. Ta różnorodna aktywność związkowa była możliwa tylko dzięki zespołowi naszych nauczycieli. Pierwszym nauczycielem był poległy później Erich Schories, drugim był Heinrich Kroll z Westfalek, który zmarł w 1992 r w Hemer.
Wilhelm Koloska, Bielefeld

Na podstawie: „Treuburger Heimatbrief" nr 32/1996/97
Tłumaczenie: Koło Miłośników Ziemi Oleckiej przy Stowarzyszeniu "Przypisani Północy" w Olecku
Fotografie: Treuburg. Ein Grenzkreis in Ostpreussen, red. Klaus Krech. Kommisions-Verlag G. Rautenberg, 1990
Fotografie współczesne: J. Kunicki