10 kwietnia 1995 r. do gniazdka telefonicznego w Liceum Ogólnokształcącym w Olecku nauczyciele Jacek Monkiewicz i Józef Kunicki podłączyli pierwszy komputer z modemem. Połączenie z serwerem Fundacji Internet dla Szkół (IDS), realizowano za pomocą modemu o przepustowości (wówczas standardowej) kilka tysięcy razy mniejszej od typowej dla współczesnych domowych łączy internetowych czy tej dostępnej we współczesnym telefonie komórkowym. Dziś maila w dowolny zakątek świata można napisać i wysłać w kilka sekund. Wtedy sprzęt komputerowy i całe oprogramowanie trzeba było instalować od podstaw. Oleckie liceum było jedną z pierwszych szkół średnich w Polsce z dostępem do sieci Internet. W programach nauczania nie było jeszcze nic o sieci Internet, a w czasopismach komputerowych pojawiały się pierwsze artykuły na ten temat.
15 lutego 2015 r. w Orłowie, gm. Wydminy odbył się pierwszy w Polsce oficjalny pochówek Żołnierzy Wyklętych. Dzięki staraniom władz gminy Wydminy, wójta Radosława Króla oraz Fundacji Żołnierzy Niezłomnych doszło do tego pięknego wydarzenia po 69 latach, kiedy to 16 lutego 1946 roku w największej potyczce na Warmii i Mazurach podziemia niepodległościowego, żołnierze z III Wileńskiej Brygady Narodowego Zjednoczenia Wojskowego w starli się z 1,5 tys. żołnierzy LWP, NKWD, UB i MO, zginęło wówczas 22 wyklętych.
Jesteśmy ekipą, która corocznie w żelaznym składzie (zwykle jest nas przynajmniej dwukrotnie więcej) "zalicza" kolejne polskie rzeki. Ja, niżej podpisany musiałem opuścić trzy z nich i był to dla mnie tylko (a może aż) jubileuszowy, dziesiąty spływ kajakowy. Staramy się, by każdy z tych spływów był spływem 5-cio - 6-cio etapowym, czyli lekko licząc ok. 120-150 km każdego roku.
Feliks Jordan-Lubierzyński jako jeden z pierwszych osadników w naszym mieście również jako pierwszy zastanawiał się nad kwestiami, które wówczas chyba niewielu obchodziły. W publikacji autorstwa Tadeusza Gicgiera „O człowieku, któremu wystarczał ogarek” zamieszczony jest fragment listu, w którym Feliks Lubierzyński wypowiada się na temat potrzeby zrozumienia samego życia.
O tęsknocie, tej tu kiedyś, pisało już wielu. Tęsknota do miejsc, co do których mamy świadomość, że my jeszcze nie zdążymy przeminąć, a o nich już będą tylko krążyć opowieści i wspomnienia, jest tęsknotą znacząco wpływającą na duszę mazurską i tą, nad tematem której coraz częściej się pochylamy. Jak to jest z tym przemijaniem i czy aby wszystko musi przemijać? Przemijają ludzie, przemijają miejsca. Niby normalna kolej rzeczy, ustanawiamy obyczaje, aby ból złagodzić, a utracone miejsca staramy się zastępować innymi.
Wszyscy mamy marzenia i chcemy by się spełniły. Są one różne, a niektóre z nich są w … zasięgu możliwości i ręki. Tak jest z paralotniarstwem. Od zawsze chciałem odbyć przelot nad Judzikami, by zobaczyć swoją wieś z innej perspektywy, zobaczyć ją inaczej. Było to możliwe dzięki mojemu koledze Konradowi Radzewiczowi, który prowadzi gospodarstwo agroturystyczne (Kukowo 33 A) i posiada paralotnię. Byłem jego pasażerem podczas przelotu.
Tak wtedy uczniowie mówili o tej szkole. Rzadko z tym przymiotnikiem. Po prostu mówili - buda. Zawsze jednak z wyrazami szacunku. W latach 1954-57, gdy do budy uczęszczałem, mieściła się ona przy ul. Słowiańskiej. Obecnie jest tam Szkoła Podstawowa nr 2. Naprzeciw był internat. Od 1956 roku mieści się tam Zakład Dzieci Głuchych, po przeniesieniu internatu LO na ul. Wojska Polskiego.
Oleccy mieszczanie z początków miasta to byli prości rolnicy. Jeśli któryś nie znał się na koniach, krowach oraz wszelkich uprawach to był raczej pośmiewiskiem dla innych i na pewno nie był w ich oczach pełnoprawnym mieszczaninem. Dziś definicja "mieszczanin" nie łączy nas już z uprawą ziemi, chociaż ta wciąż jest obecna w życiu miasta. Wystarczy przyjrzeć się teraz, w okresie wiosennym, ile osób pielęgnuje swoje ogródki. Jakie są aktualnie nasze związki z ziemią i czy jesteśmy mieszczanami?
Właściwie trudno to nazwać pociągiem, chociaż to PKP. Niebieski wagon, długi na trzy autobusy. Sporo miejsca, nawet rowery można przewozić. W autobusach, tych dalekobieżnych, takich w klasie lux, extra czy jakoś tam, są maleńkie łazienki. Korzystanie jednak z takiego dobrodziejstwa bywa kłopotliwe, uciążliwe i spotyka się zawsze z niechęcią kierowcy. W takim niebieskim pociągo-busie łazienki są również.
Właśnie! Tego, czego obecnie nam brakuje, a na pewno naszym dzieciom, to umiejętność czekania. Wszystko musi być natychmiast i szybko. Świat tak się rozpędził, cywilizacja idzie w zawrotnym tempie, że nikt już dzisiaj nie pamięta, co to znaczy czekać na… rozmowę telefoniczną. Kto nie miał telefonu (a rzadkością było, kto go posiadał), ten szedł do urzędu pocztowego, zamówił numer i czekał. Po prostu czekał na połączenie. Trwało to długo, albo jeszcze dłużej, nim szczęśliwie wszedł do rozmównicy. Kto dzisiaj pamięta, co to jest rozmównica?
Do kitu z takimi wakacjami. Ciągle pada, żeby nie powiedzieć: leje! Dawniej to były wakacje… (Wiem i jestem świadoma, że gadam jakbym była mamuśką z doświadczeniem i latami. Nie zaprzeczam.) Już od maja chodziło się w podkolanówkach, a całe wakacje tylko w koszulkach z krótkim rękawem (nikt wówczas nie słyszał o „topach”). Nawet niepotrzebny był sweter na długie wieczorno-nocne spacery. Współczuję moim dziewczynom, że nie mają takich doznań. Nikt nam nie musiał niczego organizować. Ba, rodzice byli zajęci pracą i nie mieli na to czasu. I kto wówczas słyszał, żeby rodzice zastanawiali się, co dziecko wymyśli sobie na wakacje. Albo wywozili dzieciaki do babć, cioć, albo – jeśli jedno było odrobinę starsze – ono właśnie miało obowiązek zajmować się młodszym. I to było tak naturalne, ze nikomu nawet nie przemknęła myśl, że może być inaczej. A dzisiaj…?
Siedzą w oknach ci, którzy nie zdążyli jeszcze poumierać. W przewadze baby. Chłopów na palcach jednej ręki można policzyć. A i tak mniej się eksponują. Okna są dziwne. Plastikowe, dźwiękoszczelne, uchylne do wewnątrz od góry! Pewnie nikt, a żyją z tymi dziwolągami prawie dwadzieścia lat, nie potrafi i nie ma odwagi otworzyć ich na oścież. No bo jak rozdziawić jeżeli są uchylne? W dodatku do środka, żeby powietrze od rzeki i zaraz za nią od lasu miało dostęp labiryntowy. Parapety też są plastikowe, białe, śliskie ale szerokie, wygodne...
Czy jesteśmy barbarzyńcami, a jeśli tak, to w jakim sensie i czy przewrotność barbarzyńcy nie polega na tym, że gdy on napada (a jest potęgą lub zwycięzcą) to się już tak nie zawsze nazywa, a właśnie wtedy także powinien?
6 maja 2011 roku w Oleckiej Izbie Historycznej odbyło się na spotkanie pt. Prusowie - zapomniany naród Europy. Tym razem w ramach miesięcznych spotkań kustosz Oleckiej Izby Historycznej - Pani Eliza Ptaszyńska zaprosiła na wykład profesora dr hab. Grzegorza Białuńskiego. Jest to historyk urodzony i zamieszkały w Giżycku, który zajmuje się historią osadnictwa na ziemiach mazurskich oraz dziejami plemion pruskich.
Zamek olecki (dawna siedziba starosty) wzbudza wyobraźnię każdego, kto chociażby trochę interesuje się historią Olecka lub lubi przygody w stylu poszukiwaczy skarbów i wykopalisk archeologicznych. Legendarne przejście podziemne, Biała Dama czy też ukryte w pobliskim jeziorze skarby to tematy budzące entuzjazm i krótkotrwałe powroty do marzeń z dzieciństwa o odkrywaniu tajemnic.
Droga z wioski zainstalowanej trzy kilometry na zachód od Połomu jest brzydactwem trudnym do opisania Podobnie i sama wioska. Dwadzieścia kilka dymów w dosyć zwartej zabudowie wzdłuż szkaradnej drogi. No i jej nazwa; oficjalnie i potocznie, historycznie tubylczo. Jednak w lokalnej topografii jest na tyle ważna, że zapomnieć o jej istnieniu nie można. Więc jest z byle jakiej wioski droga byłe jaka, ale z Połomem nicią międzysąsiedzką, światłowodem kontaktów w naturalny i trwały sposób powiązana.